![Pi?kna ?egluga pod bardzo pe?nymi ?aglami](http://www.archiwum.jkmgryf.pl/pliki/obrazki/wspomnienia/2005-Pallas-Swinoujscie/06.jpg)
Napisa?em w?a?nie dopiero co kolejn? wersj? planu rejsw na rok 2006, czyli na ju? najbli?szy sezon. Plany, plany, a gdzie podsumowanie tego, co by?o? A by?o sporo. Mo?e okazj? b?dzie relacja z rejsu do ?winouj?cia na Mistrzostwa Polski. Zabieram si? do tej relacji od pewnego czasu, co? mnie kusi, a z drugiej strony dochodz? do wniosku, ?e nie warto. Poza tym jak pisa? o swoich b??dach? Trudna sprawa. A czas leci i szczeg?y si? zacieraj? w pami?ci. Na stole dziennik jachtowy i mapa wybrze?a, to co w g?owie zosta?o i to musi wystarczy?.
Przygotowania jachtu trwa?y ca?y czas. Pracowicie skre?la?em punkty, wnioski, jakie pozosta?y po poprzedniej wyprawie. Wszystkie uda?o si? spe?ni?, ??cznie z nowym, ma?ym fokiem na ci??kie warunki. No, mo?e nie wpisa?em wszystkich telefonw do komrki, ale by?y wydrukowane i czeka?y w papierach, w koszulce, na swoj? kolej. Nawet si? to przyda?o!
Gorzej by?o z za?og?. Sta?a nie istnia?a. Ludzie poznani przypadkiem, w internecie, przewijali si? przez pok?ad. Lepiej tak ni? wcale nie p?yn??, ale… Jacek, mj do?? stary za?ogant, do?wiadczony ju?, zupe?nie nie mia? czasu. Ale zadeklarowa? si?, ?e p?ynie tam oraz zostaje na regaty. To ju? by?o co?. Drugim za?ogantem sta? si? Piotr, poznany przez p.r.z. Przyjecha? do Gda?ska na jedne regaty, zadeklarowa? si? na MP. To ju? by?o ca?kiem nie?le, jak na t? sytuacj?. Pozostawa?a kwestia powrotu. Ale to dalszy k?opot. Siedzia?em sobie w pi?tek 18 sierpnia w pracy, odlicza?em czas do ko?ca s?u?bowego dnia, gdy dosta?em wiadomo??, ?e Jackowi si? w pracy odmieni?o i mo?e tylko p?yn?? „tam” i zaraz musi wraca?. O regatach nie ma mowy, ma?o tego, musi szybko wraca?. A jacht to nie samochd i gwarancji da? nie mo?na. Ale jak to mwi?, ma?ymi kroczkami. Na razie p?yniemy do ?winouj?cia, a potem si? zobaczy. Okr?tujemy si? o 17, jeszcze ostatnie zakupy i przed 19 w drog?. Widz? w dzienniku, ?e co? musia?o wia?, skoro postawili?my genu? nr 2. Czyli mia?o by? bez forsowania i odpoczynkowo. Do Helu halswka i to do?? pracowita. Wiatr powoli s?abnie. Jest prawie pe?nia i do?? d?ugo p?yniemy halsem prosto w ksi??yc, po smudze ?wiat?a na wodzie. Widok wcale nie taki cz?sty. Wychodzimy do?? daleko za p?wysep, niepotrzebnie a? tak daleko, ale chcia?em si? oddali? od brzegu ze wzgl?du na prognoz?, ktra zapowiada?a s?abe wiatry przy brzegu, daleko od brzegu ciut silniejsze. A dlatego niepotrzebnie, bo mo?na to by?o zrobi? p?niej. W okolicy Jastarni, przed p?noc?, stawiamy spinakera, ktry to ?agiel b?dzie pracowa? a? do samego ko?ca przelotu. Z przerw? na k?piel przed ?winouj?ciem. C? wi?cej mo?na powiedzie?? P?yn?li?my tak sobie spokojnie, wiatr nie by? za silny, ale jednak by?, dok?adny fordewind, w zwi?zku z czym troch? po?wiczyli?my przebrasowania, ?eglug? pod big-boy’em. Ca?y czas trzymali?my si? daleko od brzegu, wierz?c, ?e dobrze robimy, ?e przy brzegu wieje s?abiej. Wsparcie meteorologiczne zapewnia?a nam brzegowa stacja sms-owa w osobie Joli.
Piotr i Jacek wprawiali si? w sterowaniu, a ja drug? noc niemal w ca?o?ci przespa?em (w odr?nieniu od pierwszej). Znaczy nabra?em zaufania.![Jacek i Piotr, to dopiero pocz?tek drogi](http://www.archiwum.jkmgryf.pl/pliki/obrazki/wspomnienia/2005-Pallas-Swinoujscie/03.jpg)
Genialne by?y kotlety, ktre Piotr przywiz? ze sob?. Dwa takie, razem z bu?k?, za?atwia?y ca?kowicie spraw? obiadu. A do tego by?y pyszne do tego stopnia, ?e ju? w ?winouj?ciu ch?tnie dojada?em ich resztki, mimo ?e knajpa by?a obok.
Przy okazji wnioski w sprawie zasi?gu GSM. Realnie do 10 mil da si? uzyska? po??czenie, grna granica to 12-15 mil, przy 20 mj telefon ju? nic nie ?apa?. Jacka telefon by? lepszy. Ale naprawd? mo?na liczy? na cokolwiek do 15 mil od brzegu, dalej to fuks i loteria.
P?yn??o si? pi?knie, spokojnie, szybko, woda g?adka jak st?. Ale w ko?cu czas sk?ada? si? na ?winouj?cie. Im bli?ej brzegu tym s?abiej wieje, w ko?cu przychodzi cisza. Korzystaj?c z okazji zrzucamy ?agle i k?piemy si?, zosta?o kilkana?cie mil drogi. Ruszmy w drog?, znw co? wieje, wida? ju? wej?cie, czas zmieni? spinakera na genu?. Kiedy ja by?em w ?winouj?ciu? Jachtem 17 lat temu, rowerem te? co? ko?o tego. Kawa? czasu.
Przyznaj?, ?e dobijamy do GPK. Nie wiedz?c jak jest, a maj?c ?wiadomo??, ?e troch? tu postoimy, konformistycznie dobijamy. Okropne miejsce, cho? woda spokojna.
Tu dygresja – nied?ugo przed rejsem jacht zosta? dok?adnie umyty, wypolerowany i wypastowany przez 3 osoby, co zaj??o w sumie 3 dni. Od tego czasu by?em bardzo dba?y o czysto?? i ca?o?? naszych burt! Za porysowanie od razu bym pobi? ;)
Dowiaduj? si?, ?e GPK nic nie chce, tylko zapytali sk?d i ile osb, podali swj telefon, ?eby w przysz?o?ci nie dobija?. Ja z kolei powiedzia?em, ?e b?dziemy tu si? kr?ci? do ko?ca tygodnia. Stosunki dyplomatyczne zosta?y nawi?zane. Wej?cie mamy z wiatrem, wchodzimy do basenu p?nocnego, jeszcze tym razem bez halsowania. O godz. 17.10 stoimy ju? przy pomo?cie. Na koniec przelotu wiatr zafundowa? nam dobicie na fordewindzie. Wychodzi nam lepiej ni? wszystkim jachtom przez nast?pny tydzie? na silniku. Czyli mo?na. Taaak, pisz? o tym, bo b?dzie czas i o pope?nionych b??dach wspomnie?, niech to si? cho? troch? rwnowa?y.
Z Gdyni p?yn?li?my 46 godzin. By?oby mniej ni? 40 gdyby nie cisza przed po?udniem. Jacek si? pakuje i leci na poci?g, zostajemy z Piotrem sami, czas wolny, ka?dy robi, na co ma ochot?. Mnie si? nie chce nigdzie rusza?, a ju? na pewno nie do miasta. Ale po jakim? czasie wychodz? sobie na spacer po okolicach basenu, potem dalej i tak nabrze?em dochodz? a? do centrum. Uderza to, ?e port jest ca?kowicie otwarty, ?adnych p?otw, bram i tak dalej. Stoi sobie holownik, jacht, jaki? kuter, pozornie bez ?adu i sk?adu. A wej?? mo?na wsz?dzie, ludzie si? kr?c?. Podoba mi si? to bardzo. W ogle jestem maniakiem zwiedzania portw. Wida?, ?e to miasto jest miastem morskim w odr?nieniu od wielu, wielu innych w Polsce, ??cznie z Gdyni?, ktra morska to by?a mo?e przed wojn?. Ca?y szereg smutnych refleksji. Krtki wypad zrobi? si? ca?kiem d?ugim spacerem. Na szcz??cie mamy sporo czasu do regat i b?dzie kiedy zwiedza?.
A nast?pnego dnia wiatr jest bardzo sympatyczny, 5-6 stopni czego w basenie nie czu? zupe?nie. Postanawiamy wyp?yn?? na przeja?d?k?. Zabieramy ze sob? Magd?, tubylk?. W wej?ciu mamy dok?adnie w mord?, czyli halswka. Przez ca?y basen p?nocny i potem wyj?cie na morze. Z GPK go?? si? wydziera, ?e po porcie nie wolno halsowa?. Ignoruj?. Jest wyra?nie napisane w przepisach, ?e wolno p?ywa? na ?aglach. Nie ma zakazu halsowania. Nikt ju? wi?cej si? nie czepia?, mimo ?e codziennie by?o wida? Pallasa pracowicie halsuj?cego. Kosztowa?o nas to prawie godzin? ka?dego dnia. A wiatr z NE, fala naprawd? du?a. Zlekcewa?one warunki mszcz? si? natychmiast. Za wej?ciem ubieram sztormiak na mokre ca?kiem ciuchy, wszystko ocieka wod?, a refowanie staje si? k?opotliwe. Magda pierwszy raz na jachcie, buja okrutnie, ruch w wej?ciu i poza nim. Ale w ko?cu opanowujemy sytuacj?, ?agle ma?e na maszcie, jacht p?ynie spokojnie, ale ko?ysze bardzo, dla Magdy za bardzo. Trzeba wraca?, co pe?nym wiatrem nast?puje b?yskawicznie. Tu? przed wej?ciem mija nas Du?y Ptak, ktry te? przyp?yn?? na MP. Ch?opaki maj? dosy?, zreszt? ma?o ich, p?yn? tylko pod grotem, ?adny widok na tej fali!
Wracamy, ca?a wycieczka trwa?a 2 godziny. Chc?c sobie w przysz?o?ci u?atwi? troch? manewry w basenie, cumujemy bli?ej ko?ca pomostu. Bo odej?cie na ?aglach wcale nie by?o takie ?atwe. Za to teraz wielkie suszenie i bardzo dobre pierogi w knajpce przy basenie. Wtorek, czyli czas na zwiedzanie – p? dnia w?cz? si? po mie?cie. Podoba mi si?, no przyznaj?!
W basenie na ponad 20 jachtw tylko 2 polskie. Wieczorem zjawia si? trzeci za?ogant, Kuba. Pierwszy raz na morzu, pierwszy na regatach, pierwszy raz postawi spinakera i to od razu w wy?cigu. ?roda jest dniem pomiarw. Idzie to jak krew z nosa, ja decyduj? pomierzy? wolne burty i zrobi? stron? z rozmieszczeniem ci??arw. Wywalamy wszystko z jachtu. A? si? nie chce wierzy?, ?e tyle mamy tych gratw. Wszystko le?y na pomo?cie, na niebie zbieraj? si? chmury. Upar?em si? i chodz? za mierniczym prawie 2 godziny, mwi?c wprost, ?e musi do nas dotrze? w ko?cu i ?e nie odejd?. Upr przynosi efekty, udaje si? pomierzy? jacht, pakujemy wyposa?enie do ?rodka, ufff, ca?y dzie? w plecy. Wieczorem czas na dalsze w?czenie si? po mie?cie. Dziwne te dni, po pracy i zabieganiu w Gdyni jest w ko?cu czas na rozmy?lania.
Za to Kuba przechodzi szybki kurs obs?ugi lin, ale co to jest warte, heh.
W knajpce obl??ony komputer, wszyscy sprawdzaj? prognozy pogody na jutro, zapowiada si? ciekawie…
Rano wiatr odkr?ci? o 180 stopni niemal, dzi?ki temu szybko wychodzimy z basenu fordewindem. Jako pierwsi zreszt?, co i nie dziwi. No c?, przyznaj?, ?e dawno si? tak nie denerwowa?em. Cho? za?oga chyba nie widzia?a. W ko?cu obcy akwen, obce jachty, zielona za?oga (co z tego, ?e ch?tna, tego si? nie da nauczy? w jeden dzie?). Do tego zaczynamy od wy?cigw gra-d? i to a? czterech. Wszystkie jachty szybsze, do tego du?e startuj? po nas, czyli na trasie mijanki. A wieje troch?, a nawet sporo 2-3, potem si? rozwieje do 4. Starty nie s? z?e, ale ?adna rewelacja, to przez ostro?no??. Ale jako? to idzie, wiatr nam sprzyja, bo jest. Pierwszy wy?cig, wiadomo, manewry id? wolno i niewprawnie, za?oga si? uczy, no i ja te?, na co nas sta?, a na co na pewno nie. Pierwszy wy?cig to koty za p?oty, odpr??am si? powoli. W drugim, pope?niam b??d na starcie i musz? kr?ci? karne k?ka, a szkoda, bo sz?o nam potem bardzo dobrze. Potem zaczyna troch? pada?, wiatr t??eje. Trzeci wy?cig jest naszym najlepszym wy?cigiem. Wieje ju? solidnie, niby dla nas dobrze. Ale niestety, musi to wytrzyma? i sprz?t i za?oga. A to ju? nie takie proste. W tym dniu kilka razy wyczepi? nam si? bras z bomu, za?oga ma k?opoty ze spinakerem, jest nas po prostu za ma?o. Ale walczymy. Tym razem idzie naprawd? dobrze, niestety na ostatniej prostej, ju? na spinakerze wiatr perfidnie ?cicha i znw trzecie miejsce przechodzi nam ko?o nosa.
Kolejny wy?cig to ju? walka, wiatr jest silny, troch? odkr?ca. Dogania nas Hadar pod spinakerem i nagle wida?, jak z jednego du?ego spinakera robi? mu si? dwa ma?e. U nas te? nieklawo, niedaleko do boi, trzeba zrobi? przebrasowanie, ale moim zdaniem si? nie uda. Piotr stwierdzi?, ?e sprbuje. No niestety, ko?czy si? to awaryjnym zrzuceniem spinakera. I to jeszcze nic, ale po boi si? okazuje, ?e na jednym halsie jest m?tlik z szotami. Przy ca?kiem ju? silnym wietrze Piotr prbuje to rozpl?ta?. A ja zamiast zmieni? hals od razu, licz? na to, ?e zajmie mu to chwil? (drugi hals by? zupe?nie nieop?acalny, bo wiatr odkr?ci?). Niestety, genua tego nie wytrzymuje, rozrywa si? na brycie i trzeba stawia? mniejsz?. Tracimy mnstwo czasu na to i w efekcie zajmujemy w tym wy?cigu ostatnie miejsce. A szkoda kurcze, ca?y czas ocierali?my si? o to 3 miejsce, ale niestety, suma b??dw, braki w wyposa?eniu, kiepskie ?agle da?y to, co da?y. W ka?dym wy?cigu by?o to co?. Do tego dochodzi ca?kiem niez?e zm?czenie, kolejny wy?cig zaczyna? si? 5-10 minut po naszym wp?yni?ciu na met?. Inne jachty mia?y ten kwadrans na odpoczynek, u nas by? czas tylko na uporz?dkowanie spinakera, nawet nie by?o kiedy co? zje?? przez te wszystkie godziny.
Koniec wy?cigw, wracamy, pracowicie halsujemy w wej?ciu i do basenu, cumujemy o 19.30. Jeste?my mocno zm?czeni, ale nerwy ju? za nami. Jest niedosyt, cho? rozum mwi, ?e lepiej po prostu by? nie mog?o. Zupe?nie nie mamy si?y na szycie genuy.
A rano nie ma na to ju? czasu – szycie zacz??em, ale nie by?o szans sko?czy?. Piotr poprawia ko?cwki spinakerbomu, ?eby si? brasy tak nie wypina?y.
Pogoda, jak kto? mwi, typowo pallasowa. Ale co z tego, kiedy nie dajemy rady opanowa? dobrze jachtu w takich warunkach. Opanowa? w sensie regatowym. Walczymy, ?egluga jest fantastyczna, pr?dko?? ponad 7 w?z?w, wy?cig ?redni, czyli ma?o manewrw i mo?na troch? odpocz??. Niestety, na ostatniej prostej zupe?nie ?le rozegra?em halswk?. Poza tym na jednym boku jest ?u?el, na ktrym by si? przyda?a du?a genua, ale niestety. Czyli wychodzi jak wychodzi, ten wy?cig nie by? udany, cho? jacht pod wiatr ?eglowa? pi?knie. Wia?o ca?y czas 4-5 B. W basenie cumujemy godzin? po przej?ciu mety, wida?, ?e to wej?cie do portu dawa?o nam si? we znaki. Na rzece wiatr kr?ci, chodz? solidne szkwa?y, a my chcemy do basenu, na jego koniec.
Nast?pnego dnia d?ugi wy?cig. Start ma by? ju? o godz. 10, czyli trzeba wyj?? naprawd? wcze?nie. Po ostatnim wy?cigu komisja jest powa?nie zaniepokojona tym, ?e Pallas zako?czy regaty wiele godzin po innych. Prognozy s? zupe?nie rozbie?ne. IMGW podaje 6-7 B, w porywach do 8, inne 2-3 B. Komisja wierzy w te drugie i skraca tras?, poza tym tak j? ustawia, ?eby bojami zwrotnymi by?y boje sta?e, znaki nawigacyjne. Wiatr s?abszy, dwjka. Za?oga nabra?a wprawy i idzie nam naprawd? bardzo dobrze. Ca?y czas trzymamy kontakt, nikt nam nie ucieka. Po ca?ym dniu naprawd? udanej ?eglugi, na ostatnim znaku nawigacyjnym (p?awa DZI) jeste?my nieca?e 30 minut za Bryz? Sport. A to znaczy, ?e s? za nami. Wida?, ?e ogl?daj? si? nerwowo (mijamy si?, oni ju? wracaj?). Ale niestety, jak jest tak dobrze, to wiatr cichnie. I powoli zostajemy z ty?u, halswka, tym razem ju? nie jest wtopiona, ale warunki takie, ?e Bryza ucieka, powoli, ale jednak. W ko?cu stajemy z braku wiatru. Po pewnym czasie wraca, ale jest s?abiutki i wleczemy si? na met?. Szkoda, szkoda, szkoda. Na mecie meldujemy si? o 22.40. Komisja bierze nas na hol, ale i tak niemal przez p? godziny nie mo?emy wchodzi? do portu, bo nagle zrobi? si? straszny ruch. Przep?ywa pi?knie o?wietlony d?wig, potem kilka statkw w r?ne strony i dopiero my na holu. Przyznaj?, ?e w takich warunkach wchodzenie na ?aglach by?oby ma?o przyjemne. A w basenie impreza. O 2 w nocy siedz? sobie na ?awce i rozpami?tuj?, rozwa?am sukcesy i b??dy. Z za?ogami kilku jachtw wymieniam telefony, robimy sobie ma?e podsumowanie, o ktrym rano ju? tylko ja pami?tam, jako ten niepij?cy.
Wcze?nie rano Piotr opuszcza jacht, musi wraca?.
A my mamy dzie? wolny. Zako?czenie regat, media nawet jakie? s?. Dostajemy nagrod? Kuriera Szczeci?skiego dla najstarszego jachtu w regatach, hmm.
Poza tym, w naszej grupie zajmujemy 4 miejsce na 5. C?, trzecie by?o nie tak wcale daleko. Jest niedosyt, ale znw rozum mwi, ?e trzeba si? cieszy? z tego, co jest. Cia?a najwyra?niej nie dali?my, za?odze za waleczno?? nale?y si? du?e uznanie. I nie tylko my mieli?my problemy, Hadar podar? spinakera, Nauticus genu?, Stocznia Ustka z?ama?a jarzmo rumpla (ale wy?cig uko?czyli!), Trohus mia? jakie? problemy z takielunkiem. Halsowanie do basenu da?o nam si? mocno we znaki, tak?e to, ?e ostatni ko?czyli?my biegi. Silny wiatr zweryfikowa? sprz?t oraz liczb? za?ogi. Piotr tak si? zapala?, ?e w efekcie nadwer??y? sobie mi??nie, o czym w czasie walki na pok?adzie zapomina?, ale co si? samo przypomina?o wieczorami.
O godzinie 17 melduje si? na jachcie Magda. Widzimy si? pierwszy raz. Chce zobaczy? jak to jest na s?onej wodzie. Nast?pnego dnia wychodzimy o 7.30, wiatr zachodni, czyli zaraz za wyj?ciem stawiamy spinakera. Ale wieje tyle, co nic, odchodzimy baksztagiem mocno od brzegu. Bardzo powoli odchodzimy, przed 15 wiatr zamiera ca?kiem. Jest okazja do k?pieli. Wychodzi na to, ?e w tym sezonie najwi?cej razy k?pa?em si? w Zatoce Pomorskiej. A? do 20 poruszamy si? z pr?dko?ci? 300 metrw na godzin?, pod samym grotem, na lekkiej falce. Niestety, Magd? zmog?a choroba morska. Jest ca?kowicie unieruchomiona. Znosi to bardzo dzielnie, nawet prbuje ?artowa?, ale to wyj?tkowo ci??ki przypadek.
Wyliczy?em potem na podstawie pozycji, ?e przez ponad 17 godzin, do p?nocy, zrobili?my 49 mil. A dopiero po p?nocy wiatr powoli ro?nie, zaczyna si? ?egluga. Cho? dalej halsowanie w fordewindzie, bo a? tak mocno to nie wieje. Za to fala ro?nie. Rano decyduj?, ?e trzeba jednak wej?? do portu, nie mam sumienia patrze? na Magd?. Pada na Ustk?, bo Dar?owo ju? niemal za nami. A skoro Ustka i podchodzimy do brzegu, warto si? dowiedzie?, czy nie b?d? do nas strzela? na poligonie. Wcze?niej nie by?a mi ta wiedza potrzebna, bo mieli?my si? trzyma? daleko od brzegu. Hmm, i teraz wida?, jakie figle potrafi p?ata? zm?czenie. Po niemal ca?ej dobie sterowania, po uciekaniu przed kutrami, ktre, mog? przysi?c, goni?y nas specjalnie i perfidnie z ka?dej strony, po omijaniu wystawionych sieci (tak, ?eby spinaker pracowa? bez obs?ugi – zawsze wia?o nie tak!), robi? g?upot?. Wyci?gam telefon i wysy?am sms-a do Jurmaka z pytaniem, jaki jest telefon do Ustki. Oczywi?cie idiotyzm, bo przecie? mam te dane w papierach, sam drukowa?em! No c?, udzielam sobie reprymendy, dochodz? do wniosku, ?e czas znw po?piewa?. Robi?em to w nocy, cichutko, my?l?c, ?e nikt nie s?yszy. Niestety, to by?o z?udzenie…
Wieje 2 do 3, fala ma ponad metr, podchodzimy pod Ustk?, czas zmieni? spinakera na genu?. O 11.15 cumujemy w Ustce. Paskudne miejsce, wysokie nabrze?e, gumy na betonie, dok?adnie mi?dzy kutrami uda?o si? znale?? miejsce d?u?sze od Pallasa o mo?e 2 metry, wiatr dopychaj?cy, fala od kutrw i wycieczkowcw. Ca?kiem sporo czasu zaj??o nam takie przycumowanie, ?eby wychuchanemu Pallasowi nic nie by?o. A i tak pierwszy przep?ywaj?cy kuter pokaza?, ?e jeszcze jest ?le. Idziemy na obiad do knajpy tu? obok, s? toalety, Kuba nawet si? k?pie. Magda od?ywa, pakuje si?. ?egnamy si? po obiedzie, dok?adnie po dwch godzinach postoju wyp?ywamy. Odej?cie od nabrze?a wcale nie jest trywialne. Jest nas ma?o, do tego ciasno, wiatr dopychaj?cy, zaraz potem w?sko. Starannie przygotowany manewr wychodzi jednak bezb??dnie, Kuba uwija si? za 3 osoby, ja pomagam jak mog?. To nie takie proste przy tak wysokim nabrze?u rzuci? wszystkie cumy, rozp?dzi? jacht, postawi? ?agle i nie zosta? na kei. Co?, co na pewno nam wychodzi?o w tym rejsie to manewry cumowania i odcumowania. Ale przecie? nie zawsze jest tak idealnie… Halswka w wej?ciu, dla Pallasa tradycja. Trzeba szybko zrobi? klar na pok?adzie, pozbiera? si?. A fala dalej spora, wiatr na szcz??cie ca?y czas jest, taka rze?ka dwjka. Mijamy na styk pierwsze zw??enie, potem zwroty, ale ju? spokojnie, w ko?cu g?owice falochronu zostaj? za ruf?, mo?na odpa?? i posprz?ta? odbijacze i cumy, ktre pozosta?y jeszcze na pok?adzie. Jak kto? wychodzi z portu z odbijaczami na burcie nie oceniajcie go zbyt surowo – mo?e po prostu nie mia? szansy ich zdj??. Oddalamy si? od brzegu, mo?na stawia? spinakera, ale nie decyduj? si? na to. Wiatr ro?nie do trjki, fala te?, a my ju? padamy na twarze. Pozostaje nam halsowanie z wiatrem tak, aby genua nie gas?a. O 20 jeste?my za ?eb?, o 1 w nocy trawers Rozewia. O ile poprzedniej nocy atakowa?y nas kutry, to tej mam wra?enie, ?e jak by?my nie zrobili zwrotu to atakuje nas brzeg. Trzeba by?o odej?? dalej w morze, ale szkoda mi by?o nadk?ada? drogi, nies?usznie chyba. Wiatr powoli cichnie, do tego stopnia, ?e przed 6 rano spinaker w?druje do gry. Ale tylko na 4 godziny, w ko?cu Hel, zakr?t i pod wiatr do Gdyni. Cumujemy o 11.15, koniec eskapady. Droga powrotna zaj??a nam 52 godziny, w tym postj i wej?cie do Ustki.
Czemu powsta?a ta relacja? Sam naprawd? nie wiem. Mo?e dlatego, ?eby jako? spuentowa? t? poprzedni?? A mo?e to jednak by?o jakie? prze?ycie? No by?o na pewno.
Najpierw podsumowanie, ?e tak napisz?, techniczne. Rejs trwa? w sumie 13 dni a dwana?cie db. W tym czasie przep?yn?li?my 533 mile. Pe?ne 3 doby jacht sta? w ?winouj?ciu czekaj?c na regaty.
Oczywi?cie nawigacyjnie nie by? to ?aden wyczyn. Przeloty przy pi?knej pogodzie, ?adnych problemw.
Same regaty za to da?y nam nie?le w ko??. Dostali?my troch? po ty?ku. Bo i wia?o, i ma?o nas by?o, i sprz?t zacz?? wysiada?, no i pierwszy raz w ko?cu. I dla za?ogi i dla mnie. Nie dali?my si? jednak, poznali?my sporo nowych rzeczy (albo nie nowych, ale po prostu innych). Teraz, zim?, na jachcie jest wprowadzanych sporo zmian – wnioski przekuwaj? si? na praktyk?.
Mam satysfakcj?, ?e bez UKF i silnika nie mieli?my ?adnych k?opotw. W czasie ca?ego rejsu na burcie nie powsta?a ani jedna rysa, manewry portowe wychodzi?y znakomicie. Na regatach nie by?o ju? tak dobrze, o niektrych moich b??dach za?oga na szcz??cie nawet nie wie. O niektrych to i pewnie ja te? nie wiem…
Zaprzyja?nili?my si? za to z za?ogami innych jachtw, zdobyli?my pewne uznanie.
Organizacyjnie to wcale nie by?a prosta sprawa. Naprawd? rejs wisia? na w?osku z powodu braku za?ogi. Troch? przygotowa? te? to wszystko wymaga?o, ?eby potem nie by?o ?adnych k?opotw.
W ka?dym razie te dni w ?winouj?ciu by?y co najmniej dziwne. W?drowa?em po mie?cie albo i dalej, mia?em czas na przemy?lenie wielu spraw. Niby niedaleko od domu a jakby w zupe?nie innym ?wiecie. Warto by?o! I chyba dlatego powsta?a ta relacja, nie mo?na by?o tego wypadu tak ca?kiem przemilcze?.
Oczywi?cie, wnioskw i refleksji mam znacznie wi?cej, ale ta relacja i tak ju? jest nieprzyzwoicie d?uga…
Byli?my w ?winouj?ciu jedynym ma?ym jachtem ze wschodu.
Tomasz Konnak
P.S. Je?eli co? pomyli?em w wy?cigach pierwszego dnia to prosz? si? nie dziwi? i nie czepia? - skleroza, a po takim czasie naprawd? ju? nie pami?tam, czy np. Hadar podar? spinakera w czwartym wy?cigu czy mo?e jednak w trzecim...
|